Recenzja filmu

Sezon na leszcza (2000)
Bogusław Linda
Anna Przybylska
Gabriel Fleszar

Sezon na Lindę

Do kin trafił właśnie najnowszy film w reżyserii <a class="text" href="mailto:lkportret.xml?aa=66">Bogusława Lindy</a> pt. <a class="text" href="fbinfo.xml?aa=1446"><b>"Sezon na leszcza"</b></a>.
Do kin trafił właśnie najnowszy film w reżyserii Bogusława Lindy pt. "Sezon na leszcza". Jest to drugi obraz, którego reżyserii podjął się Linda i podobnie jak "Seszele" jest moim zdaniem dowodem na to, że nie każdy dobry aktor sprawdza się po drugiej stronie kamery. "Sezon na leszcza" jest bowiem nie tyle filmem złym, co obrazem, za którym nie stoi żaden konkretny pomysł a całość fabularna złożona jest w sposób sztuczny i momentami naiwny Mamy w "Sezonie" dwa równoległe wątki fabularne. Pierwszy z nich opisuje ucieczkę Dziewczyny i Figlarza, młodych ludzi, którzy dokonali napadu na bank, bohaterem drugiego jest zaś małomiasteczkowy policjant usiłujący dociec kim jest kochanek jego żony i w wyniku prywatnego śledztwa trafiający na przestępczy gang. Oba wątki biegną równolegle przez cały czas trwania obrazu i spotykają się w finale filmu. Niestety, twórcy obrazu założyli sobie zbyt ambitny plan, bowiem taka konstrukcja obrazu wymaga przede wszystkim niezłego scenariusza oraz solidnego aktorstwa tak aby oba wątki były równie ciekawe i żeby oglądanie każdego z nich było dla widza przyjemnością. W przypadku "Sezonu na leszcza" autorzy o tej zasadzie zapomnieli bowiem historia Figlarza i Dziewczyny jest w porównaniu z perypetiami policjanta zwyczajnie nudna i nieciekawa. W rezultacie, w trakcie projekcji sceny z ich udziałem traktowałem jako zło konieczne, które trzeba przecierpieć aby obejrzeć Lindę i partnerującego mu Mariana Dziędziela w roli komicznych małomiasteczkowych gliniarzy Drugą poważną wadą filmu jest fakt, iż scenarzyści chyba nie dońca wiedzieli jak zakończyć opowiadaną historię bowiem kończy się ona tak jak ostatnio wiele polskich obrazów - w środku i bez sensu. Na konferencji prasowej twórcy tłumaczyli ten sposób prowadzenia fabuły tym, iż chcieli osiągną zamierzony, wstrząsający efekt na koniec filmu, ale rezultatem była, moim zdaniem, jedynie konsternacja widza Muszę przyznać, że po "Sezonie na leszcza" oczekiwałem czegoś lepszego. Z informacji, które udzielano prasie w trakcie realizacji obrazu wynikało bowiem, ze będzie to film nowatorski, oryginalny, który widzom dostarczy wiele wrażeń i emocji. Zapowiedzi te spełnione zostały zaledwie w połowie. Pomysł wprowadzenia dwóch równoległych wątków fabularnych mimo, iż nie został zrealizowany perfekcyjnie zasługuje wszak na uwagę a dodatkowym atutem obrazu jest komediowa rola Bogusława Lindy, który tym razem zamiast policjanta twardziela Franza Maurera zagrał policjanta pechowca skutecznie rozbawiającego widzów swoim zachowaniem. W tymi miejscu należałoby poświęcić nieco miejsca aktorom grającym główne role, ponieważ obok tak popularnych postaci jak Linda, czy Dziędziel pojawiają się wśród nich również debiutanci - Gabrel Fleszar oraz Dawid Łepkowski a także znana z serialu "Złotopolscy" Anna Przybylska. Najwięcej obiecywałem sobie po Gabrielu Fleszarze, który kilka miesięcy temu zdobył pierwsze miejsca list przebojów swoimi piosenkami "Kropla deszczu" i "Bilet do nieba" a przez samego reżysera filmu był wielokrotnie chwalony za swoje umiejętności aktorskie. Niestety, na ekranie w ogóle ich nie widać. Kreacja Fleszara w "Sezonie na leszcza" jest sztuczna, nienaturalna a momentami histeryczna a po pewnym czasie zaczyna męczyć. Niewiele lepiej spisuje się partnerująca mu Anna Przybylska, która rolą w filmie Lindy udowodniła, że na razie powinna ograniczyć się do ról w serialach telewizyjnych. Natomiast dużym zaskoczeniem był dla wszystkich czteroletni Dawid Lepkowski, którego rola została przez wszystkich przyjęta bardzo ciepło. Duże brawa należą się Lindzie za to, że potrafił tak pokierować młodziutkiego aktora, że ten na ekranie wypadł bardzo naturalnie i przekonywująco a każdego jego pojawienie się wywołuje uśmiech na twarzach widzów Najlepiej z całego zespołu aktorskiego wypadają Bogusław Linda i Marian Dziędziel. Komiczne kreacje, które stworzyli właściwie przyćmiły pozostałych artystów. Tak jak napisałem na początku, podczas projekcji z niecierpliwością oczekiwałem na zakończenie każdej ze scen opisujących perypetię Dziewczyny i Figlarza, żeby jak najszybciej poznać dalsze perypetie pary niesubordynowanych policjantów. Niech nikt jednak nie myśli, że kreacje Dziędziela i Lindy zaliczają się do najwybitniejszych w ich karierze. Na pewno nie zadowolą one widzów preferujących humor wysublimowany i inteligentny. Policjant i Mróz przez większą część filmu piją bowiem wódkę, zataczają się i prowadzą alkoholowe dyskusje, ale w porównaniu do perypetii Dziewczyny i Figlarza oraz sposobu w jaki zostały one zagrane są one wręcz porywające W epizodycznej roli pojawia się znany z "Poniedziałku" Bolec, który w "Sezonie na leszcza" tworzy niewielką, ale zapadającą w pamięć kreację a wygłaszane przez niego kwestię już niedługo będzie można usłyszeć na ulicach polskich miast "Sezon na leszcza" to film bardzo nierówny. Mimo wielu niedociągnięć ma w sobie elementy, które spodobają się sporej szerzy widzów i nie sądzę, żeby twórcy stracili finansowo na tej produkcji. Moim zdaniem wybranie się do kina na ten film to strata czasu i lepiej poczekać do premiery wideo lub też do czasu emisji w telewizji.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?